KLUB MIŁOŚNIKÓW GÓR - ZOŚKA
2023-11-11_Hymn.mp4
2023-11-11_Wiersz.mp4
2023-11-11_PiesnPatriotyczna.mp4
wielkość liter:
A
A
A
Jesienne Zawory w Górach Stołowych
Jesień zadomowiła się w Polsce już na dobre. Lasy i parki mienią się ferią barw w promieniach jesiennego słońca. A jak to wygląda w górach? Aby to sprawdzić Klub Miłośników Gór wyruszył w sobotni poranek na swoją 108 wyprawę w Góry Stołowe a dokładnie w pasmo Zawory.
Wyruszamy z miejscowości Łączna łagodnymi szlakami, które wiją się wśród łąk i lasów. Już z daleka widać, że i tutaj zawitała jesień. Mijamy szpalery przyozdobionych na żółto i pomarańczowo drzew, które wyróżniają się na tle zieleni trawa i błękitu nieba. Pod nogami górali słychać cichy szelest opadłych liści. Nasza dzisiejsza górska wycieczka bardziej przypomina spacer po parku. Delikatne wzniesienia sprawiają, iż nie odczuwamy zmęczenia wędrówką, jedyną uciążliwością jest drobny deszczyk, który zakłóca tę sielankę. I tak oto niepostrzeżenie docieramy do najwyższego szczytu Zaworów - Róg (715m npm.). Góry Stołowe charakteryzują się płaskimi szczytami. Więc gdyby nie tabliczka na szczycie Rogu i czujne oko naszych przewodników, minęlibyśmy go niepostrzeżenie.
Wracając do punktu wyjścia czyli do Łącznej zatrzymujemy się na chwilę w punkcie widokowym, z którego ….. wiatr chce nas po prostu zdmuchnąć. Podmuchy są tak silne, że nie pozwalają nawet na zrobienie szybkiego zdjęcia a co dopiero na podziwianie widoków. A połączenie wiatru z coraz mocniej padającym deszczem …. Zdjęcia obejrzę w domu przy gorącej herbatce. Ale powiem wam jedno: przy tak szalonej pogodzie mieliśmy nawet namiastkę lata i piękną tęczę nad jesiennymi górami. Pogoda przestaje być dzisiaj dla nas łaskawa, z każdym krokiem pada coraz intensywniej. Czy przeczekać ten deszcz czy zejść jak najszybciej z gór? Czy deszcze się uspokoi czy będzie jeszcze mocniejszy? Tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Jednogłośnie decydujemy o powrocie.
Tę przyjemną a w porywach relaksacyjną wyprawę zakończyliśmy „U Svejka” w czeskim Mezimesti, ale gdyby ktoś miał niedosyt po tak miło spędzonym dniu posłuchajcie relacji Reni ze zdobycia Babiej Góry. Wierzcie mi, włosy się jeżą na głowie. I zamarzycie sobie, żeby każda kolejna wyprawa była lekka, łatwa i przyjemna. No może z dreszczykiem emocji, ale tylko z małym. A tymczasem nadeszła pora na dogodzeniu podniebieniu rozgrzewającą zupą dyniową i pysznym deserem lodowym ze śliwkami. Palce lizać.
Do zobaczenia na szlaku, Sylwia Tomczak
Ps.
Wycieczkę opracował i przeprowadził Paweł Migacz, któremu pomagał Jan Biernacki.- dziękuję. Podziękowania dla Ani Tomczak i Beni Modlińskiej za pomoc w zorganizowaniu wycieczki. Osobne podziękowanie dla Sylwii Tomczak , Twoje teksty pozwalają nam na nowo przeżyć ten deszczowy, ale bardzo przyjazny dzień. Dziękuję wszystkim obecnym na Naszej wyprawie i zapraszam na kolejne.
Włodek Jankiewicz
Dlouhe Strane czyli góry i woda
Jeszcze niedawno członkowie Klubu Miłośników Gór wędrowali tatrzańskimi szlakami podziwiając strzeliste, majestatyczne szczyty przeglądające się w krystalicznie czystych wodach tatrzańskich stawów. Ta wyprawa jest już niestety wspomnieniem. Dzisiaj czas na kolejną, 107 górską przygodę, tym razem w Jesenikach. To pasmo jest nam bardzo dobrze znane głównie za sprawą najwyższego szczytu, którym jest Pradziad, ale również Petrove Kameny czy Serak i Wysoki Wodospad. Jedziemy do małej, czeskiej miejscowości – Kouty nad Desnou i nieopodal wyciągu na szczyt Medvedi Hory wchodzimy na szlak. Po drodze gubi się „aktywniejsza” część naszej grupy. Aby dostać się na górę, będą korzystali z wynalazków technologicznych. Jest też jeden śmiałek gotów dotrzeć tam na rowerze, ale jakim :)
Pierwszy, dosyć stromy odcinek trasy prowadzi przez las a kolejny biegnie brzegiem nartostrady. W prześwitach między drzewami wyłaniają się wierzchołki Vozki, Keprnika oraz Cervenej Hory. Tutaj pieszy szlak przeplata się z drogami do tzw. downhillu czyli odmiany kolarstwa górskiego polegającego na szybkim zjeździe rowerem stromymi, trudnymi technicznie trasami. Zaraz ktoś powie, że to tylko dla śmiałków. Wśród tych śmiałków można było wypatrzeć kilkuletnich brzdąców, którzy świetnie sobie radzili w tak trudnych warunkach.
W schronisku przy górnej stacji wyciągu spotykamy naszych uciekinierów, którzy dezerterują po raz kolejny i następny etap również postanowili pokonać przy użyciu technologii. Tym razem busem. A my idziemy i idziemy przez górskie łąki, które pani jesień przebrała już w złote barwy. Z daleka szukamy szczytu Pradziada z charakterystycznym schroniskiem. Ten jest dzisiaj trochę wstydliwy i chowa się za obłokami. Trudno, może zobaczymy się innym razem. Docieramy na szczyt Dlouhe Strane (1353m npm.), który jest jednym wielkim zbiornikiem wodnym elektrowni wodnej. Widoki z korony zbiornika, chociaż nie są porównywalne z tatrzańskimi, również robią wrażenie. Chociaż dzisiaj chmury trochę te widoki przesłoniły, ale w słoneczny dzień ……. są naprawdę rozległe: Pradziad, Wysoka Hole, Petrovy Kameny, Ztracene Kameny, Sumperk, Góry Rychlebskie, Masyw Śnieżnika, Keprnik, Vozka, Cervena Hora. Przy zbiorniku czekają na nas uśmiechnięci, wypoczęci i chyba trochę zmarznięci członkowie drugiej grupy. Gdyby trochę pomaszerowali z nami, na pewno rozgrzaliby wychłodzone mięśnie. Oni mają jednak inne plany. Nie uwierzycie: do Kouty nad Desnou powracają busem i wyciągiem. My wracamy na dół po swoich własnych śladach, czasami tylko zbaczamy w las - dusza grzybiarza wzywa. Wiem już, co będzie na niedzielny obiad, czuję już zapach grzybowego sosu. Po drodze zahaczamy o szczyt Medvedi Hory, gdzie znajduje się punkt widokowy Rysie skały – spokojne miejsce na odpoczynek i zarazem piękne dla oka widoki. Przy stromym zejściu na miarę Tatr miękną nam trochę kolana, ale w nagrodzę czekają na nas pyszne dania kuchni czeskiej jak gulasz, smażony ser i nie tylko. A na zakończenie tak wspaniałego dnia może nawet pyszne ciastko :)
Pomimo tego, iż czasami wędrujemy razem, ale osobno, czas spędzony w takim towarzystwie nigdy nie jest stracony. Nam zawsze dopisuje świetny humor i nigdy nie mamy dosyć wspólnych wędrówek po górskich szlakach. Do zobaczenia na szlaku, Sylwia
Spotkanie z Tatrami
Klub Miłośników Gór ponownie wraca na górskie szlaki. Po przejściowych trudnościach już pod nową nazwą "Klub Miłośników Gór Zośka" jedziemy do Zakopanego i pierwszego dnia na rozgrzewkę ..................... Wbrew pozorom nie idziemy w góry a wskakujemy do ciepłych wód termalnych na Termach Chochołowskich. Tam każdy znalazł coś dla siebie: kąpiele solankowe, siarkowe, bąbelkowe jacuzzi czy wodne gry zespołowe. Przy tak dużej ilości atrakcji czas w termach upłynął nam bardzo szybko. Chociaż woda wyciągnęła z nas trochę energii, z uśmiechami na ustach wracamy do znanej nam już z poprzedniego wyjazdu Willi Basieńka w Zakopanem i po tak relaksującym wieczorze szykujemy się na czekające nas górskie wyzwanie, jakim jest Świnica.
Wczesnym rankiem drugiego dnia pobytu w Zakopanem jedziemy do Kuźnic, skąd w podgrupach wyruszamy w góry. Grupa pod przewodnictwem Mirka skierowała się na Halę Kondratową odwiedzając po drodze Hotel Górski Kalatówki. Wędrując górskimi dolinami podziwiali otaczające je szczyty od Kasprowego Wierchu po Giewont.
Celem drugiej grupy była Świnica (2302m. npm.). Wędrując znanymi szlakami przez Beskid i Liliowe grupa ta dotarła do Świnickiej Przełęczy, aby tam rozpocząć mozolną wspinaczkę na szczyt. Chociaż kamienny szlak jest bardzo wymagający, dzięki licznym łańcuchom oraz pomocnej dłoni współtowarzyszy wszyscy poradzili sobie śpiewająco. A na samej górze miejsca mało a chętnych do szczytowania aż trudno policzyć. I nie ma się co dziwić. Kto chciałby stamtąd schodzić, kiedy wokoło rozpościerają się tak niesamowite widoki: przepiękna panorama Tatr Zachodnich i Wysokich: Giewont, Kasprowy Wierch, Czerwone Wierchy, Kościelec, Orla Perć, Dolina Pięciu Stawów Polskich.
Są osoby, które dziwią się, po co człowiek tak się trudzi i męczy wchodząc na taką stertę kamieni jak np. Świnica. Właśnie po to, aby zobaczyć to wszystko na własne oczy. Zdjęcia zdjęciami, są piękną pamiątką, ale nigdy nie zastąpią oryginału. Schodzimy przez Dolinę Zieloną Gąsienicową na Halę Gąsienicową. Co za widoki, krystalicznie czyste wody Zielonego Stawu Gąsienicowego odbijają w swej tafli skąpane w słońcu zbocza gór. Z każdym kolejnym dniem spędzonym w Tatrach zakochuję się w nich coraz bardziej.
Trzeci dzień przywitał nas jesienną mgłą a wraz z nią dylematem, czyli iść w góry czy zostać w Zakopanem. Ostatecznie zapadła decyzja o wyjściu i nadzieja, że mgła opadnie. Z tą nadzieją jedziemy do Palenicy Białczańskiej, przy Wodogrzmotach Mickiewicza wchodzimy na kamienisty szlak wzdłuż Doliny Roztoki. Delikatny szum potoku Roztoka oraz spowite mgłą góry sprawiały wrażenie tajemniczości, która z każdym kolejnym krokiem nabierała coraz bardziej mroczny charakter, mgła stawała się gęstsza, trasa coraz bardziej wymagająca, wzmagał się szum wody. To wody Siklawy z hukiem rozbijały się o skały. Jaki to musi być imponujący widok. Niestety my nie mogliśmy się o tym przekonać. Wchodzimy do Doliny Pięciu Stawów Polskich, krainy spokojności, schowanej za zasłoną z mgły. Słychać tylko nasze ciche kroki na kamiennej ścieżce. Kwitnąca już tylko gdzieniegdzie wierzbówka jest znakiem końca lata. Dopiero niedaleki gwar informuje nas, że nie jesteśmy tu sami. W schronisku tłumy uśmiechniętych, niezrażonych pogodą pasjonatów gór, którzy tak jak i my zechcieli odwiedzić zjawiskową tego dnia Dolinę Pięciu Stawów.
Niedawno wpadła mi w ręce książka: „Pięć Stawów. Dom bez adresu”, która opowiada historię Schroniska i jego opiekunów – rodu Krzeptowskich. Zawiera również opisy doliny, wodospadów i okolicznych szlaków. Zamykając oczy, wyobrażałam sobie, jak może ona wyglądać w rzeczywistości i postanowiłam, że muszę tam pojechać. I jestem, ale po dzisiejszej wyprawie nadal działa tylko wyobraźnia. Wracamy do Palenicy, może odrobinę rozczarowani, ale w naszych głowach kiełkuje już plan na następny wyjazd w Tatry i miejsca, które w pierwszej kolejności chcemy zobaczyć.
Czwartego dnia na tapetę bierzemy Dolinę Chochołowską. Co prawda krokusy już dawno zniknęły z Doliny, ale na nas czeka trochę inna atrakcja - rowerowa przejażdżka wzdłuż najdłuższej tatrzańskiej doliny (po stronie Polskiej) do Schroniska na Polanie Chochołowskiej. Trasa liczy bagatela tylko 8km. Czy to kocie łby czy wzniesienie terenu sprawiają, że jazda, chociaż przyjemna jest odrobinę męcząca? A może to po prostu zmęczenie po kilkudniowych wędrówkach daje o sobie znać? To wszystko jest nieważne, kiedy spogląda się na majaczące w oddali schronisko i otaczające dolinę szczyty gór: Bobrowiec, Grześ, Rakoń, Wołowiec, Łopata, Jarząbczy i Kończysty Wierch a na końcu Trzydniowiański Wierch.
Po krótkim odpoczynku wyruszamy na Grzesia, chociaż jest niewysoki (1653m npm.), za to dosyć psotny. Odnosi się wrażenie, że kamienne schody prowadzące na jego szczyt nie mają końca. Wycieńczeni wspinaczką z niecierpliwością wypatrujemy wierzchołka za każdym zakrętem wyłaniającym się z kosodrzewiny. I oto jest - Grześ zdobyty. Może niektórym wyda się to nudne, ale Grześ to kolejne miejsce, które zachwyca widokami. Tutaj doskonale widać, jak lato ustępuje powolutku miejsca jesieni, zbocza przybierają żółto-rudy odcień. Leżakujemy wśród złocistych traw i pokrytych fioletem wrzosów i odwlekamy powrót w doliny, który jest jednak nieunikniony a tam zasiadamy na nasze dwukołowe rumaki i mkniemy z wiatrem we włosach na Siwą Polanę.
W ostatni wieczór naszego pobytu w Willi Basieńka niespodzianka - występy góralskie. W góralskiej chacie bawimy się przy "skocznej, góralskiej muzyce" świetnego boliwijskiego muzyka. Chociaż na początku podejście wielu z nas było sceptyczne, bardzo szybko zyskał on naszą sympatię. Okazało się, że pomimo tylu kilometrów w nogach i pokonaniu dziesiątek metrów przewyższeń tańcom i śpiewom nie było końca. Zabawa była wyśmienita.
To już koniec naszego pobytu w Zakopanem, pora wracać do domu. Po drodze zwiedzamy Kopalnię Soli w Wieliczce. Podziemna solna trasa zachwyca turystów niezmiennie od dziesiątków lat- Komora Weimar z pięknym solnym jeziorem, komora Staszica czy Kaplica św. Kingi z pięknymi solnymi żyrandolami, w której do chwili obecnej odbywają się msze święte. Po zgłębieniu tajników wydobywania soli jemy smaczny obiad w podziemnej restauracji. Tatry to niezwykły region, pełen pięknych i urokliwych miejsc. Chociaż to była już nasza trzecia wizyta w Tatrach, przed nami jeszcze wiele interesujących miejsc do odkrycia. I zapewniam Was, że jeszcze niejeden raz tu wrócimy. Dziękuję organizatorom za pracę włożoną w przygotowanie tego wyjazdu a wszystkim uczestnikom za wspólne, niezapomniane chwile. Do zobaczenia na szlaku, Sylwia.
17109
Copyright © JKsoft 2018 - 2024
U:
H:
Zaloguj